poniedziałek, 4 lipca 2011

W drodze do Moskwy – przechadzka po Brześciu

Jeśli zdecydujemy się na wyprawę do Moskwy z użyciem pociągu jako głównego środka transportu, istnieje relatywnie duże (bo stuprocentowe) prawdopodobieństwo, że trasa naszej podróży będzie przebiegała przez Brześć nad Bugiem. Ekspres do Moskwy, nieważne jakiej relacji, zatrzymuje się tam na kilka godzin, celem szybkiej zmiany podwozia na „to wschodnie”, o szerszym rozstępie pomiędzy kołami. Daje nam to średnio około trzech godzin wolnego czasu, który warto spożytkować na spacer po terytorium naszej wschodniej, młodszej siostrzyczki.

Nie darowałbym sobie do końca życia, gdybym zmarnował taką okazję. Nie zastanawiając się ani chwili, chwyciłem za aparat fotograficzny i ruszyłem w drogę. Już po piętnastu minutach dotarło do mnie, że znalazłem się w absolutnie innym świecie. Jakby czas się tu zatrzymał. Nie chcę przed wami, broń Boże, malować wypaczonego obrazu Białorusi i Białorusinów. Nie ujrzałem totalitarnej dyktatury, gdzie wszystko dzieje się wyłącznie pod lufami radzieckich karabinów. Nie widziałem rewolucji, tłamszenia wolności słowa, antysystemowych happeningów, narastającego napięcia w społeczeństwie. Nie widziałem też wiekopomnych czynów zakonspirowanych opozycjonistów. I to jest chyba najstraszniejsze, że przez blisko trzy godziny, nie ujrzałem tam właściwie nic.

Pierwszy rzut oka.

W piątkowy wieczór (około godziny 21), na ulicach nie uświadczyłem ani żywej duszy. Wśród jedenastu przechodniów, których minąłem w przeciągu 2,5-godzinnego spaceru, naliczyłem siedmiu milicjantów. Z prostego rachunku wynika, że minąłem nie więcej i nie mniej jak tylko czterech cywilów (w tym dwóch pijanych. Statystyka jest bezlitosna). Całe miasto jakby opustoszało. Na głównym prospekcie – żadnych znaków życia. Od czasu do czasu krajobraz urozmaicił zabłąkany samochód z rosyjską lub białoruską rejestracją. Bądź co bądź, Brześć (jak i poniekąd cała Białoruś) poszczycić się może doskonałą infrastrukturą. Jezdnie są twarde, równe, szerokie. Chodniki ozdobne. Czasem tylko tu i tam przetoczył się poruszony siłą wiatru kłębek kurzu, plastikowa butelka… Na ironię zakrawał odświętny wystrój głównego prospektu Brześcia. Na latarniach powiewały niezliczone ilości czerwono-zielonych flag. Jak widać, „wszyscy” szykują się do obchodów państwowego święta 3 lipca – rocznicy uzyskania niepodległości.

W „supermarkecie”.

Na studiach, prowadzący zajęcia niejednokrotnie stawiali tezy o odgórnej konstrukcji kapitalizmu na Białorusi (choćby na wzór Chiński). Paradoks ekonomii – wolny rynek zbudowany niejako przez państwo. Wszelkie wątpliwości zostają rozwiane, gdy dowiadujemy się że prawo popytu i podaży może stać na straży słusznej sprawy wspólnej!

Nic bardziej mylnego. Może i półki w Brzeskich sklepach niczym nie przypominały tych z fotografii wykonanych za głębokiej komuny w PRL. Nie było pustych regałów i kilometrowych kolejek. Nie było też jednak za bardzo w czym przebierać. Z każdego działu produktów (poza alkoholami, papierosami i napojami gazowanymi) mamy „do wyboru” po jednym danego produktu rodzaju. Jeśli chcemy kupić sobie np. makaron, nie uświadczymy makaronów firmy „Knorr” czy „Winiary” Makaron ma zasadniczo to do siebie, że jest jeden. To samo tyczy się reszty produktów spożywczych, chemicznych, higienicznych itp. Jedna guma do żucia (w 150 smakach), góra 3 rodzaje win, jedno mydło (w 15 odmianach), jeden szampon, jeden ketchup, wszystkie słodycze – jednej firmy. No i, marzenie młodego dzieciaka, który przed chwilą zaciągnął tu ojca: cola, fanta, sprite.

Mikroklimat dworca kolejowego.

W wielu punktach nie różnił się on niczym od dworców w Polsce. Nie zastanawialiście się kiedyś np., jak to jest, że służby miejskie czyszczą je dzień w dzień i pomimo to, zawsze zastajecie je brudne? Pani ekspedientka w sklepie z przekąskami nie specjalnie zwróciła uwagę na fakt, że przed sekundą jakiś klient złożył zamówienie. Co zabawne – w centralnym punkcie dworca władze wyeksponowały nowoczesny ekran telewizora, w którym co chwila ukazywały się praktyczne filmiki instruktażowe, np. z receptami na przepyszne domowe ciasto. Po środku wielkiej poczekalni porządku pilnowało pięciu policjantów. Nie do końca wiem po co. Trudno bowiem spodziewać się zamieszek na środku pustyni.

Refleksja.

Gdy wróciłem na peron, spytałem jednego z obeznanych w terenie Polaków, czemu na mieście jest tak pusto. Zaprzeczył stwierdzając, że Brzeskie bary tętnią życiem. Ile w Brześciu jest dobrych barów? Słyszałem o dwóch, ale nawet dziesięć nie byłoby w stanie wytłumaczyć tego, co ujrzałem w centrum. Bo cóż z tego, że prospekty są szerokie, skoro nie ma komu po nich spacerować. Co mi po wolności słowa, kiedy nie mam z kim rozmawiać. I po co w ogóle budować państwo, jeśli nikt nie będzie chciał z niego korzystać? Czy Białorusini boją się swoich władz, albo czy władza boi się Białorusinów? Nie. Oni po prostu z czasem nauczyli się harmonijnej koegzystencji. Białoruś jak znalazł pasuje do opisu Barucha Spinozy, sprzed kilkuset lat: To państwo o którym nie możemy powiedzieć, że jest w nim pokój, a jedynie, że nie ma w nim wojny.

Wczoraj był 3 lipca. Wolne władze Białorusi świętowały rocznicę uzyskania niepodległości. Nie pomimo narodu, ale za jego milczącym przyzwoleniem.

czwartek, 30 czerwca 2011

Białoruś - nikt nie mówił, że będzie łatwo.

Aleksander Łukaszenka
Głównym czynnikiem kształtującym świadomość społeczną Białorusinów jest obecnie specyficzna, jak na europejskie warunki, sytuacja polityczna w tym kraju. Białoruś, rządzona nieprzerwanie od 1994 roku przez prezydenta Aleksandra Łukaszenkę jest uznawana na arenie międzynarodowej za republikę prezydencką, z wyraźnymi cechami państwa autorytarnego. Wiele raportów niezależnych komisji oraz organizacji wskazuje na to, że pierwsze wybory prezydenckie na Białorusi, w 1994, wygrane przez Aleksandra Łukaszenkę, były ostatnimi, które odbyły się zgodnie ze standardami demokratycznymi. To samo tyczy się referendów przeprowadzonych przez prezydenta, kolejno w 1995, 1996 i w 2004 roku. Na podstawie ich wyników prezydent Łukaszenka zapewnił sobie m.in. nieograniczoną możliwość kandydowania w wyborach prezydenckich na Białorusi, ustanowił mowę rosyjską jako język urzędowy państwa, a także zmienił dotychczasową symbolikę narodową (flagę biało-czerwono-białą oraz herb Pogoń zostały zastąpione przez symbole nawiązujące do przeszłości Republiki Białorusi związanej ze Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich. Jednak mimo licznych podejrzeń o fałszerstwa wyborcze i manipulowanie wynikami referendów, społeczeństwo białoruskie przyjęło ze spokojem wyniki głosowania o charakterze społecznym. Gniewu społecznego Białorusinów nie wywołały również kolejne kontrowersyjne decyzje „ostatniego dyktatora Europy”, takie jak np. użycie przemocy wobec części parlamentarzystów białoruskich czy zamykanie redakcji gazet, publikujących krytyczne wobec polityki prezydenta artykuły. Mimo coraz śmielszego ignorowania standardów demokratycznych ze strony prezydenta Aleksandra Łukaszenki, społeczeństwo białoruskie nie reagowało w sposób znaczący na kolejne ruchy oraz decyzje podejmowane przez niego, nawet te najmniej popularne. Większość społeczeństwa, przyzwyczajona do sowieckiego modelu prowadzenia polityki, nie wierzy w jakąkolwiek możliwość zmian i reprezentuje bierną postawę wobec działań rządu oraz prezydenta, nie wyrażając publicznie swojego sprzeciwu. Wpływ na taką sytuację ma również ograniczenie działalności wolnych mediów na Białorusi oraz brak struktur społeczeństwa obywatelskiego, co zostało przeanalizowane przez politologa Jurę Czawusaua w raporcie dla organizacji Heinrich Boll Stiftung:

W krajach postsocjalistycznych społeczeństwo obywatelskie rozwijało się w specyficznych warunkach ponieważ za panowania komunistycznej dyktatury, społeczeństwa tych krajów poddane były totalitarnej kontroli reżimu. Przypadek białoruski jest szczególny, nawet na tle sąsiednich krajów. O jego specyfice świadczy niski poziom identyfikacji narodowej, spowodowany zapóźnieniem procesów narodowotwórczych. Dziś głównym architektem białoruskiego projektu narodowego jest autorytarne państwo. […] Obecnie wolność stowarzyszania się na Białorusi przestrzegana jest na podobnym poziomie jak w dyktatorskich krajach Azji Środkowej. Co ma bezpośredni związek ze słabością społeczeństwa obywatelskiego. W 2003 r. rozpoczęła się kampania eliminacji niezależnych organizacji pozarządowych. W tym czasie zarejestrowanie nowej organizacji było prawie niemożliwe. Prezydenckie dekrety jeszcze bardziej ograniczyły możliwości pozyskiwania funduszy. Stworzono prawne podstawy tworzenia tzw. państwowych stowarzyszeń obywatelskich. Do odpowiedzialności administracyjnej pociągano działaczy niezarejestrowanych inicjatyw. Apogeum wojny władzy ze społeczeństwem obywatelskim były zmiany w kodeksie karnym. W 2006 r. wprowadzono artykuł mówiący o dwóch latach pozbawienia wolności za udział w niezalegalizowanych stowarzyszeniach. W Latach 2006-2009 na jego podstawie aresztowano 17 osób, a dziesiątkom wysyłano oficjalne ostrzeżenia.

Czy zatem jest jakiś większy sens w dokonywaniu kilkodniowego przewrotu, który miałby przynieść rewolucję, której skutki należałoby naprawiać najdłużej po upływie jednej kadencji nowo wybranego rządu? Skutki może przynieść jedynie działanie długoterminowe, a jak długie, to możemy sobie odpowiedzieć na przykładzie post-sowieckich krajów, lub z bloku wschodniego, które są dzisiaj przynajmniej w orbicie zainteresowań Unii Europejskiej, lub już w niej są. Ale nikt nie mówił, że będzie łatwo ;]


Igor Sokołowski

piątek, 24 czerwca 2011

Wyprawę na wschód czas zacząć!

Udało się! Wschodnia Strona UW wystartowała!

Kim jesteśmy? Grupą studentów Uniwersytetu Warszawskiego podzielających jedno wspólne zainteresowanie: stosunki polityczne w Europie Środkowej i Wschodniej. Jest nas kilku. Każdy z nas ma inne poglądy, inne doświadczenia... W wielu sprawach nie zgadzamy się. Jesteśmy jednak zgodni co do tego, że wszystko co dzieje się za naszą wschodnią granicą, warte jest głębokiej dyskusji. 


Czym będziemy się zajmować? Będziemy systematycznie opisywać nasze doświadczenia i przemyślenia związane ze wschodem Europy. Niewykluczone, że już w najbliższym czasie do naszego zespołu dołączą kolejne osoby, w tym również obywatele Ukrainy. Będziemy się tez starać - w miarę możliwości - dokonywać publikacji w językach: Rosyjskim, Białoruskim i/lub Ukraińskim. Czeka nas dużo pracy! Ale i nie mniej satysfakcji :)

Po co to wszystko? Bo kochamy wschód.

Zespół Wschodniej Strony UW